Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

drogą. Przysłałbym ci kawał zwierzyny, lecz obawiam się, że nie przyjmiesz, albowiem Pakan ją złowił.
Podczas téj długiéj rozmowy, w któréj otwarty młodzik wszystkiego użył dla przebłagania oburzonego Karła, zdawał się ten ostatni, mając w ziemię oczy wlepione, być zanurzonym w najgłębszem rozmyślaniu, aż nakoniec w te się ozwał słowa: — Czyż natura... jest to zwyczajna koléj natury... silny rzuca się na słabego i rozszarpie go; zamożny gnębi i obdziera biednego, szczęśliwy prostak mieniący się być szczęśliwym; szydzi z nędzy i ubóstwa, i odejmuje nieszczęśliwemu ostatnią pociechę. — Idź ztąd ty, któryś najnędzniejszemu śmiertelnikowi nową zadał mękę, ty, któryś mnie pozbawił tego, co prawie jedynem było źródłem otuchy, idź ztąd i używaj pomyślności jaką ci w domu gotują.
— Nie ruszę ztąd, jeżeli cię staruszku nie wezmę z sobą, albo przynajmniéj, jeżeli mi nie dasz słowa, że przybędziesz do mnie w poniedziałek. Przy wprowadzeniu do kościoła oblubienicy, kilkaset uzbrojonych Eliotów konno paradować będzie; najświetniejsza to ma być uroczystość od czasów Marcina z Preakinthurme; przyszlę ci wózek z dzielnym konikiem.
— Czyż mnie chcesz raz jeszcze skłonić do mieszania się z pospolitą gromadą?...
— Pospolitą, — powtórzył Halbert; — to mi ślicznie! Eliotowie nie są pospolici; każdy wie, że pochodzą z dawnego szlacheckiego rodu.
— Idź, idź ztąd, niechaj ta sama niedola ciebie czeka, jakiéj ślady tu za sobą zostawiasz, nie pójdę ja z tobą, ale pamiętaj, żebyś potrafił w twéj drodze do domu ujść nędzy i rozpaczy, jaką moi sprzymierzeńcy na twój próg sprowadzili.