Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

powinnaś była mówić, jeżeli się kiedy słowa ludzkie z myślami zgadzały. Tego nie uczynię, nie uczynię tego, ach! nie mogę tego uczynić! jednak zaczekaj chwilkę i nie oddalaj się aż do mego powrotu!
Wyszedłszy do swego ogródka powrócił z napół rozkwitłą różą. Ty wycisnęłaś mi łzę pierwszą, która po wielu latach skropiła moje powieki, za ten dobry uczynek przyjm znak wdzięczności! Jest to tylko pospolita róża, ale ją zachowaj i nie rozłącz się z nią! Przyjdź do mnie w chwili twego udręczenia, pokaż mi tę różę albo przynajmniéj jeden jéj listek, choć tak zwiędły jak moje serce, a zarazem, że w chwili najdzikszego i najsroższego wybuchnięcia méj zażartości na świat niegodziwy, obudzi ona łagodniejsze uczucia w mojem sercu i stanie się może dla ciebie otuchą szczęśliwszych nadziei. Ale żadnego poselstwa, — zawołał, — wpadając napowrót w swoją mizantropiją; żadnego poselstwa! przyjdź sama, a serce i drzwi każdéj innéj ludzkiéj istocie zamknięte, tobie i twojem udręczeniom zawsze będą otwarte.... Teraz zaś oddal się!...
Puścił cugle i mis Izabella pojechała daléj, podziękowawszy cudownemu człowiekowi, ile na to zdumienie nad jego osobliwszemi słowy dozwoliło. Często się oglądała, patrząc na Karła, który jeszcze stał przy drzwiach mieszkania i spoglądał na nią jadącą ku zamkowi jéj ojca, a Elisław, póki pagórek nie zasłonił jéj przed oczami patrzącego.
Damy tymczasem żartowały sobie z mis Vere, z powodu osobliwszéj rozmowy z powszechnie znanym czarnoksiężnikiem, mianéj na puszczy. Jaka, mówiono szczęśliwa w domu i za domem; jéj sokół łowi cietrzewie, jéj oczy ranią rycerzy, i nic nie pozostawia dla towarzyszek i kuzynek. Czarnoksiężnik nawet nie może się oprzeć urokowi jéj wdzięków. Powinnabyś wyrzec się tego nowego