Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

radbym się z nim choć raz spróbować. W szkołach nie ustąpiliśmy sobie na florety, ciekawym jakby to było na pałasze.
— Mojém zdaniem, — odpowiedział sir Fryderyk Langlej, — bardzo źle zrobiliśmy, żeśmy go z jego konwojem puścili, bez odebrania im oręża. Zobaczycie, jak stronnictwa polityczne w Anglii hurmem garnąć się będą pod jego chorągwie.
— Wstydź się sir Fryderyku! — zawołał Mareschall, alboż myślisz, że honor Elisława byłby dopuścił, aby Ernseliffa zdradziecko napastowano, i to w chwili, gdy ten mu przez powrót córki wyrządził tak wielką przysługę? Alboż rozumiesz, że ja i drudzy moi przyjaciele byliby się odważyli wspierać cię w takiem przedsięwzięciu? Nie, nie, imię nasze i staréj Szkocyi byłoby na zawsze shańbione! Kiedy miecze ostrzą, nie ostatni wezmę się do broni, ale póki jeszcze w pochwie spoczywają, postępujmy jako ludziom szlachetnym i sąsiadom przystoi.
W końcu téj rozmowy zatrzymali się przed zamkiem, a Elisław, który już kilka minut przybył, zeszedł po schodach do nich na dziedziniec.
— Jak się ma córka? — pytał Mareschall popędliwie, czy dowiedziałeś się przyczyny jéj porwania?
— Udała się do swych pokoi, bo nadzwyczajnie zmordowana, a dopiero gdy przyjdzie do siebie, wypytam się ją o wszystkie szczegóły doświadczonéj przygody, — odpowiedział ojciec. — Oboje winniśmy ci wielką wdzięczność Marschellu. jako też innym moim przyjaciołom za podjęte trudy. Lecz na niejaki czas muszę przytłumić serce ojcowskie, poświęcając się wyłącznie ojczyźnie. Wiecie, że to dzień przeznaczony do spełnienia naszego zamiaru. Czas schodzi. Nasi przyjaciele zejdą się, ja zaś otworzyłem mój dom nietylko szlachcie, ale też i niższym