Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Teraz już Jagusia śmiała się na całe gardło.
— Albo to trzewików nie szkoda! — wyrzekła wreszcie, zgorszona samą myślą niszczenia ich w ten sposób.
— Ale możesz się zaziębić — odparła Sewerka, przypominając sobie, że ją ciągle w ten sposób przestrzegano.
Jagusia nie odpowiedziała. Niebardzo rozumiała znaczenie tego słowa przeziębić. Przecież było ciepło a bose jej nogi tonęły w piasku, błocie, śniegu nawet przez większą część roku.
Pani Sławska tłómaczyła córce, że zamaczanie nóg i stąd powstające przeziębienie szkodzi tylko tym, co nie są do tego przyzwyczajeni. Opowiadała przytem, że dziś leczą ludzi zbyt rozdelikaconych chodzeniem bosemi nogami po rosie i że tę kuracyę wynalazł jeden bardzo dobry i miłosierny proboszcz Kneip w Bawaryi, do którego zjeżdża się mnóstwo chorych ludzi.
Jagusia nie uważała na to, co mówiła pani Sławska, bo choć mówiła tym samym co ona językiem, były to rzeczy, o których nie słyszała nigdy i nie rozumiała. Podrzucała więc swoją opałką, idąc z boku, ale gdyby rozumiała, dziwiłaby się pewnie bardzo, że państwo jadą daleko, ażeby chodzić boso, kiedy biedacy chodzą tak od dzieciństwa.
Przyszli tymczasem na miejsce, gdzie Jagusia miała ukopać kartofli. Wynalazła zagony rodziców, postawiła na ziemi opałkę i raźno zabrała się do roboty. Motyka poruszała ziemię pod zczerniałemi już