Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Nowy gladjator.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 177 —

Sylwia dnie, noce trawiła sama, passując się z myślami, na każdym kroku spotykając wspomnienie. Godziny całe walczyła z sobą, by zdobyć się przy Wacławie, na spokój, na uśmiech, sama, poddawała się wrażeniom swoim z całą siłą niepohamowanéj, południowéj natury. Jak lwica raniona, przebiegała ona swój ogród, z oczyma gorejącemi i stłumioném łkaniem w piersiach, — lub stała nieporuszona ściskając konwulsyjnie dłonie, by powstrzymać krzyk rozpaczy, co gwałtem, wyrywał się z jéj piersi ścieśnionej straszném konaniem marzeń i nadziei żywota. Tak, dnia jednego zeszedł ją Kamillo i przeraził zmianą, jaką w niéj zobaczył. Piękną była zawsze, piękniejszą może niż w chwili gdyśmy ją poznali; — na twarzy jéj wychudłéj, wypiętnował się duch cierpiący — oczy nabrały blasku dziwnego, jaki czasem zaświeca na kilka chwil przed śmiercią — jakby za światowym promieniem. Wyraz ciekawy swobody dziecięcéj, znikł na zawsze z jéj ust, co drżące, krwią na-