Strona:PL Wacława Potockiego Moralia T1.djvu/045

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kto inszych dla pożytku prywatnego szkodzi,
Pewnie, że z sobą tych dwu sentencyj nie zgodzi.
Ale czym rozum miesza, natura się strwaga,
Jeszcze większego czegoś Bóg po nas domaga:
Żebyśmy bliźnich sobą miłowali w równi,
Nieprzyjaciół jak bliźnich, choć źli, choć nam główni.


Jako za żelaznym murem.

Mówi człek, z niebezpiecznej wypłynąwszy toni:
Już się też tu śmiertelnej nie boję pogoni,
Na ziemi z wody, w domu z dalekiej podroży
Stanąwszy; niechaj inszych zła przygoda trwoży;
Na wodzie lub na ziemi, tak w drodze, jak w domu
Każdemu się stać może, co stało raz komu.
O, nader głupia mowa! o sroga ślepota!
Mur czynić ze zgniłego brzozowego płota;
Żeby go utrzymała, chcieć kręcić na linę,
Którą wiatr zmiecie, mucha starga, pajęczynę.
Nie wie, że jako skóra, tak ciało człowiecze
Żal, ból, strach, złych przypadków gunia przyoblecze.
Śmierć w odetchu w się bierze, na końcu języka
Siedzi mu i w chlebie ją i w trunku połyka.
Tonie, ginie co moment, choć go nic nie boli,
W każdym miejscu. Nie widzi tego, bo po woli
Nie członków, abo włosów, ale kropek wiele
Krwie, nieszczęśliwych przygód tylo nosi w ciele,
Ba, więcej: bo każdy włos, członek i krwie kropka
Tysiącu ich podległa, że człeku do snopka
Z przeklętej roli, która oset, rzadko zboże,
Rzadki kłos, więcej chwastu rodzi, równać może.