Strona:PL Wacława Potockiego Moralia T1.djvu/029

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tylkoć to psu na białem czarne cynki deku
Mogą przydać piękności, ale nie człowieku.
Darmo włos kudli, darmo kole uszy — rzekę —
Darmo u nich do ramion z pereł wiesza tekę.
Która z natury piękna, przez takie rupieci
Miasto ozdoby gładkość przyrodzoną szpeci.
Której czego natura umknęła w urodzie,
Posag przy obyczajach będą jej w nagrodzie.
Jeśli która pięknego składem ciała krasi,
Marnymi postępkami niechaj jej nie gasi.
Świnia w pysku ma pierścień, w złotym wół czołdarze
Chodzi; kędy od pięknej serce różne twarze
Chce poprawić natury, chce co przydać do niej,
Milczeniem usta, wstydem niech maluje skroni.
Miasto zausznic kłodki niech przy uszach wiszą,
Nie domyślając, jeśli rzeczy marne słyszą.


Suknia grzecznemu przydatkiem, błaznowi ujmą.

Chcąc ktoś wielkiego durnia grzecznej udać wdowie,
W soboli ferezyej, w świeżym złotogłowie
Prezentuje wieczorem i sadza u stołu,
Choć nie mógł trzech słów dobrze wymówić pospołu.
Uszło to przy wieczerzy; skoro do obiadu,
Postrzegszy, że i suknie były nie do ładu,
Jako nie nań skrojone, i ten, co pożyczył,
Żeby ich nie popluskał, co raz się z niem ćwiczył;
Gęby nie śmie otworzyć, chyba na kieliszki,
Nawet biednej nie umie dobrze ująć łyżki,
W tańcu wodzą jak tura, ni cery ni wzrostu,
Zgoła, w coś go tknął, wielkim błaznem był poprostu.