Strona:PL W klatce.djvu/407

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wić o swoim budoarze i z upragnieniem czekała wakacyjnych miesięcy, w czasie których przyjeżdżali do Jodłowéj Mieczek i Walerka z warszawskiéj pensyi, na którą oddała ją pani Warska.
Mieszkanie Dembowskich opustoszało także; Elżunia pogodziła się na koniec ze staremi jak świat pieśniami pana Onufrego Harasimowicza i została jego żoną; Antosia znalazła sobie męża, bawiąc w Wilnie u ciotki Kaczyńskiéj. Magdzia nie była już tą dawną, naiwną i rumianą Magdzią. Twarz jéj zbladła, wydelikatniała i powlokła się wyrazem dojrzałości i spokojnego smutku. Konkurentów nie brakło dobréj i ładnéj dziewczynie, ale ona stanowczo powiedziała, że nigdy za mąż nie wyjdzie i została przy rodzicach, niekiedy tylko wydalając się na dni kilka do domu obłąkanéj matki człowieka, którego niegdyś tak poświęconą kochała miłością.
Cisza w Jodłowéj panowała ciągle głęboka, niekiedy tylko przerywał ją dźwięk fortepianu, płynący z głębi domu, a niekiedy także przejeżdżający drogą pocztową ludzie widzieli na szczycie obrośniętéj jodłami góry, obok marmurowego pomnika, biało ubraną postać kobiecą, i o zmroku żegnali się krzyżem świętym, myśląc, że to duch, z mogiły wstający.
A w N. żyli i biedowali ludziska jak dawniéj. Pani Owsicka i panna Zuzanna przeniosły się na mieszkanie do domu Dolewskiéj, aby pielęgnować obłąkaną staruszkę, z którą życie spędziły. W wieczory