Strona:PL W klatce.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bra!... Nie, ja nie jestem dobra, ja jestem Kameleon, igraszka chwili, straszne moralne nic!
Bezwiednie usiadła przy fortepianie i, pogrążona w dziwnych rozmyślaniach swoich, jakby w analizie saméj siebie, oparła czoło na ręce, a usta jéj poruszały się cichym szeptem:
— Dobra! nie, ja nie jestem dobra, ja jestem dwoista: dobra i zła, wesoła i posępna, poważna i szalejąca, myślą i pragnieniem w wyżynach, ciałem w nicestwie ziemskiém. Anioły i szatany zeszły się na walkę w piersi mojéj i wcielił się we mnie odwieczny myt dwóch sprzecznych potęg: dobrego i złego.
Niżéj jeszcze pochyliła głowę i machinalnie przebiegała ręką klawisze, które pod jéj dotknięciem zabrzmiały tonami jakichciś dzikich akordów. Te bolesne i jakby szydercze dźwięki na twarz jéj również szyderczo-bolesny wywołały wyraz. Umilkły klawisze i ręka kobiety upadła między fałdy jedwabnéj sukni.
— Ha — mówiła znowu — cóż nie jest dwoistém na świecie? Przejechałam wzdłuż i wszerz cały prawie świat oświecony, widziałam wiele rzeczy i znałam wielu ludzi, a wszystko było dwoiste i wszyscy byli dwoiści. Za każdém szczęściem kryje się niedola, bogactwo podszyte bywa nędzą moralną, piękne słowa kryją brzydkie myśli, pod uśmiechniętemi maskami, są zapłakane twarze. Człowiek jedną ręką dopełnia dobrego czynu, drugą występku, jedném okiem patrzy w niebo, drugiém w otchłań bezdenną, jednę połowę