w tem nie można nie widzieć, „wypełzających z za kątów koszmarów złowrogiej naszej przeszłości”.
Rozdział XXX.
Podatek majątkowy i ziemianie. Cała naganka na temat zbytniego przeciężenia podatkowego prowadzona była pod moim adresem. We mnie widziano twórcę tego ciężaru. Istotnie występowałem i występuję jako obrońca tego, by w Polsce były podatki wydajne, ale nie byłem twórcą tych rodzajów podatków, jakie mamy i jakie w 1924 i 1925 r. mieliśmy.
Progressję i degressję w podatku gruntowym wprowadził Sejm wbrew mojej opinji. Było to za rządów Witosa, w 1923 roku. Perswadowałem Witosowi i innym przedstawicielom ówczesnej koalicji parlamentarnej, że progressja w podatku gruntowym jest herezją fiskalną. Ale znawca taki, jak poseł Byrka, upierał się przy tej błędnej zasadzie. Widząc, że progressja będzie przeforsowaną, proponowałem, by zaliczyć ją przy podatku dochodowym, czyli by ją właściwie skasować w normalnych warunkach dochodowości majątku. Ale ta moja propozycja nie została poparta nawet przez prawicę, nie rozumiejącą zupełnie tej sprawy. Natomiast prawicy udało się przeprowadzić zasadę by progressję podatku gruntowego zaliczyć przy podatku majątkowym. Ale od tego znów cały Sejm odstąpił ogromną większością głosów w grudniu tegoż 1923 roku. W ten sposób progressja w podatku gruntowym została usankcjonowaną przez cały prawie Sejm.
W broszurze wydanej na miesiąc przed mojem ustąpieniem przez p. Wacława E. Zielińskiego pod tytułem „Nasi ministrowie Skarbu”, a krytykującej z bezwzględną ignoracją wszystkich po kolei ministrów, autor sformułował pod moim adresem ten głównie zarzut, jakobym dopuścił do