Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/089

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A w mieście trwożono się coraz bardziej o los „Nadziei“. Wielu mężów, wielu synów i wielu narzeczonych miało na niej powrócić.
Już szły pytające depesze na wszystkie strony świata, już kłopotały się gazety, i nawet giełda się trwożyła, bo statek był kosztowny, a codzień więcej kobiet klęczało zalanych łzami w mrokach naw wyniosłych, więcej mszy wychodziło i obfitszą brał jałmużnę stary żebrak pod katedrą, i dłużej w noc paliły się w oknach światła. Ale one jakby o tem nie wiedziały, zatopione w tęsknocie oczekiwania, w marzeniu o szczęściu powrotu ukochanych.
Przepędzały już ze sobą dnie całe i długie wieczory.
Dla pokrzepienia serc zebrały się najpierwej u żony, której dom dźwigał się u stóp góry. Odwieczne izby o pożółkłych ścianach i sczerniałych belkach, ogarnęły je cichą błogością i spokojem, kominki z niebieskiego fajansu buchały ogniem, lśniły się cynową zastawą na półkach i stare, poszczerbione dzbany z Limoges bełkotały z gardzieli słodkim, szumiącym cydrem. Siedziały oczarowane bogactwem, a ona z zapałem opowiadała o jego dobroci, pokazywała podarunki od niego i pokazywała stroje, przygotowane na jego przyjęcie; pokazywała z wilgotnym blaskiem ust i ze drżeniem piersi małżeńską ich komnatę, a potem, gdy już dzban stał pusty i na kominku tylko węgle żarzyły się krwawo, i ciepła, pachnąca piżmem