Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/088

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kitu, a morze było jakby czarodziejskim kwietnikiem, każda fala tryskała purpurą, złotem i szafirem, każda struga pian wykwitała śnieżnemi liljami, nawet mewy, ważące się nad oceanem, mieniły się srebrem i fioletem.
A one wciąż czekały.
...I były dnie, jak muzyka nieopowiedziana, huragan grał na starych rozjeżonych drzewach, pluskały drzewa, grały rynny starych domów, śpiewały wieże katedry, świstały pociągi, ludzie, holujący w porcie ciężkie statki, krzyczeli smutną pieśń trudu, a ocean huczał dziki hymn potęgi, hymn śmierci i zniszczenia...
A one, jakby umarłe, na te dnie czekały niestrudzenie.
— „Nadzieja“ już bardzo dawno wyszła z Rio-Janeiro!
— Od miesiąca już powinna zawinąć do portu.
— To opóźnienie mnie niepokoi.
— Wyszła i przepadła, a może... — mówili raz w porcie, ale one, dosłyszawszy, uśmiechnęły się pobłażliwie i poszły na wzgórza patrzeć w nieskończoność i czekać.
— Ludzie małego serca! — myślała o nich matka.
— Przecież to mój mąż, czekam na niego — myślała żona.
— Pobierzemy się, i już go nie puszczę na morze! — postanawiała dziewczyna.