Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/070

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wydobywał się ponury, jednostajny jęk i brzmiał głucho, brzmiał wciąż, jakby jęk ziemi, rozszarpywanej przez morze.
— Deszcz uspokaja się już — szepnął, powstając.
— Uspokaja się.
— Zaczął się odpływ, morze się ucisza.
— Tak… prawda… zdaje mi się, że wicher mniejszy…
— Z pewnością, chodźmy! — prosił.
Ale nim odrzekła, porwał ją na ręce i poniósł wolno po stromych schodkach; nie broniła się i, dygocąc, jak ptak pochwycony w jastrzębie szpony…

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Wicher zatrzasnął za nimi drzwi.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Ogarnął ich szał…
…jak ogarnia wszystko, kiedy się ma stać jakaś rzecz niepojęta…
I uczyniła się w nich noc, poczynająca w tajemniczych trzewiach, noc, zwita z rojowiska oślepiających błyskawic i huku piorunów, pełna upalnych miotań żywiołów rozpętanych i huraganowych odmętów, szał światów druzgotanych, wyłaniający z chaosu tajemnice, noc radości zamierania w upojeniu.
Padali w siebie z krzykiem oceanów.