Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/055

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spadały drugie, wznosiły się nowe, narastały zielonemi zwałami dalsze i szły nieprzeliczoną i krzykliwą ciżbą.
Wiatr naraz zaświstał, skłębił się w kurzawie i pognał jak rozszalały rozpalonem wybrzeżem.
Słońce zwaliło się za rdzawą chmurę i przygasło, posępny cień padł na ziemię i pokrył ocean mętną, brudnawą płachtą, w której wody zakotłowały gwałtowniej.
Ocean potężniał coraz groźniej, nabrzmiewał, jak ciężka, sinawa chmura, przewalając się z gniewną wrzawą, poradlone wody chwiały się nieskończonemi zagonami, stada olbrzymich fal wychlustywały z głębin, rozpryskując się w spienione bryzgi…
Jan z pewną trwogą przyglądał się oceanowi, wygięty olbrzymi łuk wody wrzał coraz mocniej, kłębił się i miotał; nabrzmiałym, spienionym wałem kołysał się, wyginał i bił z hukiem o wybrzeża!
Zaczynał się niestrudzony i groźny bój z ziemią, złość zdawała się wzbierać w otchłaniach, jakiś mus nieodgadniony wypierał fale i bił niemi w granity z nieubłaganą zawziętością.
Przypływ wznosił się coraz burzliwiej, że wystraszone mewy, z jękliwym krzykiem, uciekały z zalewanych skał.
Wybrzeże zaczynało się ożywiać, szereg kabin, namiotów i foteli, osłoniętych daszkami, wysuwano na rozpalone piaski, a gromady dzieci już wychodziły na codzienny bój z morzem.