Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszystko mi jedno, byle się tylko ochłodziło — rzucił twardo.
Spojrzała na niego ze zgrozą i odeszła.
Przez żaluzje kładły się na pokój poprzeczne pręgi białego światła.
Cisza leżała zupełna, martwa, dom był ogłuchły.
Jan położył się na kanapie, aby przyciszyć w sobie te ukropy namiętnych pożądań, jakie w nim wrzały coraz potężniej.
Leżał bez ruchu i prawie bez myśli, drętwiał zwolna, jak drzewo, opite słoneczną pożogą, że już chwilami na oczy mu padały senne bielma, i pogrążał się w rozpalonej ciszy omdlałego południa, jak kamień w toni, ale nagle, niespodziewanemi wytryskami żarów, buchał w nim strach, że ona odjedzie, chwytał go za gardło i wlókł na jaźnie dzikich, nienasyconych pożądań!
— Nie, nie! — krzyczał w sobie, wyciągając drapieżne ręce.
Padł znowu w płomienne marzenia, poczuł szarpiący głód jej ciała, wyprężał ręce głodne jej kształtów, ręce oszalałe z tęsknoty i błądzące w pustce marzeń za niepochwytnym, kuszącym majakiem, wołał jej warem krwi, niemym krzykiem straszliwej żądzy, oślepłej z chciwości, całą potęgą rozszalałej, nienasyconej namiętności… pragnął jej aż do nienawiści — i prawie z nienawiścią wywoływał jej obraz z pamięci… jej smukłe, miękkie linje i spadek ramion przejmował go obezprzy-