Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/036

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pod murami wiły się żółte ścieżki, obramowane błękitem i bladym koralem kwiatów hortensji, wałami barw rozżarzonych w słońcu, które rozbiegały się na wszystkie strony, wieszały się tuż nad wybrzeżem, wiodły do zacisznych altan, opiętych caprifoljum, i całą falą spiętrzoną barw przyblakłych opływały wieżę zębatą, stojącą tuż przy zamku i tak obrośniętą bluszczami, że wznosiła się jak słup zielony, połączony z zamkiem, na wysokości pierwszego piętra, kamiennym mostem, przysłoniętym poręczami, że wydawał się girlandą kwiatów żółtych i purpurowych.
Okrążał wieżę, spoglądając nieznacznie w otwarte okna.
— Panienka poszła na plażę — zawołała pokojówka.
— W którą stronę?
— Ku Czerwonym Skałom!
Śpiesznie poszedł na plażę.
Morze leżało pomarszczone, jak pole świeżo zbronowane, cofało się wciąż, z głuchym jękiem, odsłaniając porośnięte, kamieniste dno, jakieś dzieci brodziły z sieciami po oślizgłych szlamach, mewy krążyły nisko, zawzięcie kołując i krzycząc niekiedy, od żółtych ubitych piasków wybrzeża buchał duszący żar, cisza leżała w rozprażonem powietrzu, słońce płynęło w mętnym tumanie, ani jeden powiew nie zadrgał w powietrzu, fale szemrały monotonnie, usypiająco, niebo zaciągało się płaskiemi rozsypiskami chmur żółtawych, horyzont