Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/016

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I tak naprzemian szły monotonne, długie godziny.
Ale te chwile ostatnie zdały się być wiekami, wlokły się tak wolno, a tak ciężko, tak długo, jakby się już nigdy skończyć nie miały.
Między załogą, z godziny na godzinę, wzrastało coraz większe zdenerwowanie, z każdego statku jakieś rozpalone oczy błądziły z niepokojem w nieprzebitej nocnej kurzawie i na każdym z utęsknieniem czekano tej chwili ostatniej, chwili boju. Liczono już minuty, liczono sekundy, liczono nawet uderzenia śrub, bełkocących w głębiach.
I nic dokoła, wciąż pustka i noc.
Tylko Kataoka spokojnie stał przy sterze, a Hirosze, chodząc po moście, czuwał nad wszystkimi i myślał wciąż jedno i to samo:
— Oto zwolna, niepostrzeżenie, nieubłaganie zbliża się śmierć.
Był gotów. Nie czuł ni żalów, ni trwóg, trzymał duszę w żelaznej uwięzi woli niezłomnej. Wiedział, że musi umrzeć, i sprężał się do ostatniego skoku, jak tygrys… Jeszcze chwila — i runie w bój śmiertelny, w bój nieubłagany… Ojczyzna wysłała ich na śmierć, to zginąć muszą co do jednego… Bądź błogosławiona twoja wola, Japonjo, błogosławiona i święta.
Marzył, patrząc na to wszystko, jakby z poza mgieł nieskończoności, już czuł, że śmierć zbliża się w ciemnościach, że te ciche wiatry coś szepcą tajemnie, że wołają go fale, że wieczność ogarnia