Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/400

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Cezar de Bezan“, „Posąg komandora“, „Wróżka la Voison“ — pustki i pustki.
— Jak Boga kocham, czego chcecie? — wołał dyrektor do publiczności przez kurtynę.
— Pan myślisz, że oni wiedzą sami. Gdyby było trzysta osób, toby z pewnością zjawiło się jeszcze trzystu, ale jak jest pięćdziesiąt z dodatkiem zimna i deszczu, to zostaje tylko dwadzieścia — tłómaczył Cabińskiemu redaktor, który sam jeden został z licznych znajomych, przychodzących za kulisy, bo reszta rozpierzchła się razem z pierwszymi deszczami.
— To jest stado, które dzisiaj nie wie, gdzie się jutro tłoczyć będzie — powiedział pan Piotr nienawistnie.
O tak, nienawidzili tej publiczności i modlili się do niej. Przeklinali ją, nazywali stadem, bydłem, grozili pięściami, pluli na nią, ale niech się tylko zjawiła w większej ilości, padali przed nią na twarz i czuli głęboką wdzięczność do tej kapryśnej pani, która miała humor codziennie inny i codziennie kogo innego darzyła swoimi względami.
— Ulicznica! Ulicznica! — szeptał groźnie Topolski. — Dzisiaj u mocarza, jutro u cyrkowca!
— Prawdęś powiedział, ale ci to nie da ani rubla — odpowiedział Wawrzecki, którego humor się jeszcze trzymał, ale już zgorzkniały i cierpki, bo Mimi wyjechała z towarzystwa, angażując się do Poznania.
Rozjeżdżali się już po trochu, choć cały tydzień było jeszcze czasu do końca sezonu. Chóry szczególniej