Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/374

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

słowo, każdy gest, każdą pozę i akcent, czuła, że tamta jej wyszarpuje z mózgu, odziera z serca po kolei.
— Moje! moje! — szeptała, nie mogąc dać sobie rady. — Moje! i pożerała Melę oczyma, to znowu zamykała oczy, żeby już nie widzieć nic i nie krwawić sobie duszy przypomnieniem. — Złodziejka! — szepnęła wreszcie tak głośno, że Majkowska drgnęła na scenie.
Rosińska siedziała z drugiej strony sceny w kulisie; jak tylko Majkowska weszła, wtedy zaczęła się scena na scenie, bo każde słowo Meli powtarzała półgłosem w fałszywej intonacyi, śmiała się z jej gry głośno, drwiła, przedrzeźniała jej ruchy najkomiczniej, wyprawiała prawdziwą hecę...
Majkowska z początku nie zwracała na to uwagi, ale później nie mogła już powstrzymać się od spoglądania w kulisę, nie potrafiła już nie słyszeć drwin i przedrzeźniań. Zaczynała się mieszać i zapominać: nie słyszała chwilami suflera i stawała w pół zdania, a Rosińska coraz gwałtowniej ją dobijała.
Majkowska szalała ze złości bezsilnej, ale grała źle i czuła to, rzucając się po scenie, jak nieprzytomna. We wszystkich kulisach widziała twarze rozbawione, nawet Dobek w budzie aż zatykał sobie usta, tak się bawił szczerze hecą, więc jej to odbierało resztę panowania nad sobą.
Skoro tylko zeszła ze sceny, rzuciła się z pięściami na Rosińską.
Zrobiła się taka awantura, że mężczyźni musieli je rozdzielić, bo sobie po trosze nadwerężyły peruk.
Majkowską siłą zaprowadzono do garderoby; była