Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/077

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Orkiestra nastrajała instrumenty, Halt poszedł na piwo, a towarzystwo rozsypało się po ogródku.
Cabiński chwycił się oburącz za głowę i biegał po scenie, jak szalony, wyrzekając niby ze złością i niby bolejąco, bo żona spazmowała jeszcze cicho.
— Co za ludzie! co za ludzie! co za szkandale!...
Janka, przestraszona brutalnością tych scen, cofnęła się głębiej w kulisę i nie wiedziała, co począć ze sobą. Czuła, że teraz niepodobna mówić z dyrektorem.
— Artyści!... teatr!... — myślała, przeniknięta do głębi rozczarowaniem i uczuciem niesmaku.
Zabolało ją to i wstydziło niezmiernie.
— Kłócą się, jak... jak... — myślała, nie mogąc na razie znaleźć porównania.
Stała, nie rozumiejąc nic.
Zaczynała tylko przypuszczać, że tutaj nic z tych uśmiechów, rozmów, spojrzeń, jakie słyszała i widziała, nie było prawdą. Wydało się jej, że wszyscy grają jakieś role, że wszyscy udają przed wszystkimi. Odczuwała to intuicyjnie, ale nie była jeszcze pewną, bo nie mogła pojąć w swej prostocie, dlaczego się to robi.
A naprawdę, to tutaj nikt nie grał; wszyscy byli sobą najzupełniej, to jest — byli aktorami.
Próba, po niedługiej przerwie, rozpoczęła się na nowo — z Kaczkowską w roli tytułowej bohaterki.
Majkowska była w przepysznym humorze, bo pozbyła się rywalki w niektórych rolach i dosięgła przez nią swojej najserdeczniejszej — Cabińskiej.
Dyrektor, po odejściu żony, zacierał ręce z uciechy