Strona:PL Władysław Orkan-Poezje Zebrane tom 1.pdf/323

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jeszcze rdzę-truciznę ducha pozostawił,        105
Iż naprzód tęsknotą bieży — a myślą wstecz.

Zarówno chwali Państwo i swojego boga.
Gdzież tu odróżnić wroga?
Oh, bracia, tak — wszyscyśmy w dobrowolnej kaźni,
Przykuci do taczek żywota (nasze słowo),        110
Pohukujemy odważnie, honorowo,
Lecz, jak te dzieci zbłąkane w lesie w noc — z bojaźni.

Strach nami włada — jak potwór stugłowy
Zewsząd na serca niby głazy ciska
Lęk-pobój, grozę-martwicę.        115
Straszy nas wszystko — nawet skrzydła sowy,
Nawet zielony trawnik cmentarzyska.
Zaiste, z duszy strachu niewolnicę
Uczynił człowiek, gnany poprzez wieki
Jak ten zwierz... Gdy uciekł z raju        120
Przed strachem-mieczem,
Taki wziął pęd daleki,
Iż do dziś dnia ucieka —
Dziś już ze zwyczaju —
I dziś my się już pomęczeni wleczem,        125
Nawet biec prędko niezdolni —
W tym istnie jesteśmy — wolni!

O lesie rąk błagalnych,
O lesie rąk!
O mózgi krwawe na ościaniach skalnych!        130