Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czem. Niedaleko Paniowiec widzę obóz, ale nieduży, jakich dwadzieścia namiotów i tyleż wozów, a koło wozów kilkadziesiąt osiodłanych koni kozackich.
Zbliżając się do obozu słyszymy krzyki jakoby radosne i strzelanie z samopałów i pistoletów jakby na wiwat. Semen i obaj Kozacy popatrzyli na siebie z zadziwieniem, snać im to zagadką było, a że to nie bójka była ale jakieś wielkie radowanie się kozackie, to już z okrzyków miarkować było można. Widzimy dwóch Kozaków, co wyskoczyli na koniach z obozu i pędzą naprzeciw nas i czapkami w powietrzu wywijają i krzyczą, że dobrą nowinę niosą.
. — Opanas jest! Bedryszko stary jest! — wołają z całego gardła.
— Ojciec jest! — krzyknął Semen tak radośnie, że się aż we mnie serce także odezwało na jego uciechę, i kopnął się z kopyta do obozu, co tylko koń jego mógł wyskoczyć.
Midopak puścił swojego konia także kłusem, tak, że znowu dobrze musiałem wydzierać nogi, ale już bardzo blisko było i nie bardzom się zmęczył, a nawet rad byłem, że prędzej zobaczę, co się tam w obozie kozackim dzieje. Midopak wjechał w obóz, a ciągle mnie dobrze na troku trzymał, bojąc się, abym w tym zamieszaniu nie urwał się i nie umknął. Ale ja, gdybym był nawet mógł uciekać, pewnie byłbym nie uciekł, bo to, com obaczył, tak mi dodało serca, żem się już cale czuł bezpieczny.
Owo gromada Kozaków z wielkimi wiwatami podniosła na rękach w górę Opanasa, a Opanas stał na ich ramionach, chwiał się w powietrzu, przechylał