Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gargę, o pana Mezapetę, o pana Teofila Jani, a jam odpowiadał, bom ich wszystkich, w handlu pana Spytka będąc, albo z nazwiska tylko, albo i z widzenia znał i dobrze wiedział, który z nich czym handlował. Słuchał mnie tedy pan Katakallo już jakoby z większą ufnością i bardziej ciekawie, a kiedy mu rozpowiedziałem, jak mój ojciec z galery uszedł i jak zdrady Jowana uniknąć Bóg nam pozwolił, on tak rzecze:
— Nie możecie tu zostać na moim okręcie, bo ja tam płynę, kędy wam nie potrzeba, ale podpłyniemy pod Świętego Nikołę (tak się jedna mała przystań rybacka na wybrzeżu nazywa), tam was na taki mały statek dam, co samymi brzegami właśnie w stronę Dobruczy popłynie, i niech was Bóg dalej prowadzi.
Jakoż tak z nami uczyniono. Pod Św. Nikołą przewieziono nas czółnem na ów mały statek rybacki, a pan Katakallo temu, co był na nim jako starszy, coś po grecku powiedział, snać nas dobrze jemu zalecając, a przedtem jeszcze, nim okręt jego opuściliśmy, ojcu mojemu dwa dukaty dał.
Tak nas ten kupiec cnotliwy od pewnej zguby ocalił i jeszcze na dalszą podróż zaratował, za co niechaj mu Bóg w życiu i po śmierci hojnie zapłaci; jam zaś samego siebie za moją ciekawość w duszy chwalił i każdemu to przekazuję i radzę, aby się zawsze uczyć i wywiadywać starał i o wszystko ciekawie ludzi pytał, bo owo nie ma takiej dalekiej a drobnej rzeczy, której by wiedzieć nie przydało się kiedyś człowiekowi; jakoż i ja, kiedybym był nie py-