Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XV


KATAKALLO! KATAKALLO!


Wiedziałem jedno tylko i pewna to dla mnie rzecz była, że jeśli damy się wieść Jowanowi, kędy on zechce, wpadniemy w zdradziecką zasadzkę, bo już nie było żadnego wątpienia, że ten niecnota tak się z Turkami z galery umówił, jako mi poczciwa żona jego powiadała. Tedy cała sztuka w tym była, aby za jego przewodem nie iść, a właśnie w przeciwną stronę się obrócić, i jak on zechce na prawo, to brać się na lewo, kiedy zaś on na lewo każe, to my na prawo się weźmiemy.
Umyśliwszy tak, puściłem Jowana naprzód, aby przewodził, a sam wydobyłem pistolet i w pogotowiu go trzymałem. Dałem mu tak iść kilka Zdrowaś Maria w głąb lasu, a kiedy trafiliśmy na parów duży, który nam drogę przecinał, Jowan bierze się na lewo.
— Tędy teraz — rzecze obracając się ku nam — na lewo pójdziemy.
— Jowan — rzekę ja teraz i dotykam się jego ramienia — na prawo nam droga.
— Na lewo, na lewo — odpowiada Jowan, a widać, że go moje słowa zdziwiły — czy ty mnie tu będziesz drogi uczył?