Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do drogi czekał, a pieniądze miał odliczone, a on w nocy po mnie przyjdzie i kiiedy już ojca przy sobie będę miał, tedy mam mu zapłacić, a on za to przez las mnie przewiedzie drogą bezpieczną i potem nas zostawi, a jako już dalej radzić sobie będziemy w ucieczce, to on Panu Bogu d naszej głowie porucza, bo więcej uczynić nie może. Ja też po nim więcej nie żądałem, ufając miłosierdziu Bożemu, że kiedy z ojcem będę już w czystym polu, skryć się jakoś na razie a potem w góry ujść zdołamy.
Jowan znowu poszedł, a jam także wybiegł o zmierzchu na miasto, choć mi tego surowo był bronił, i kupiłem bukłak wina, suszonej ryby, Chleba i nieco owoców, aby mieć pożywienie, bo kto wie, kędy nas droga poprowadzi i kiedy dobrych ludzi spotkamy, co by nam pomóc chcieli. Kiedym wrócił i odliczył owych ugodzonych 25 dukatów, okazało się, że mi zostanie ledwie trzy i to bez czegoś i że o tym w tak daleką drogę puścić się będzie trzeba. Ale wiedziałem, że bez Boga i wór złota od przygód, mnie nie uchroni, a z Bogiem to i o kiju żebraczym zdrowo i bezpiecznie do Polski wrócimy.
Noc już zapadała i ciemno się zrobiło, ale Jowan zostawił mi był zapalony kaganiec oliwny w izbie, dobyłem tedy owo Officium czyli Godzinki do Anioła Stróża, którem zawsze przy sobie miał od onego czasu, kiedym z Podborza w świat wywędrował, i z pobożnym sercem czytałem modlitwy. Przyszedł mi potem w pamięć ów medalik z Najśw. Panną Domagaliczowską, która we Lwowie cudami słynie, darowany mi przez Marianeczkę Niewczasównę; zdjąłem go z szyi i ca-