Przejdź do zawartości

Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XIV


POTURMAK JOWAN


Dostał ja się za Bożą pomocą szczęśliwie do Mezembrii czyli Nesebra, całą prawie drogę przebywszy pieszo, bo przysiąść się już przez to samo trudno było, że samych konnych spotykałem, a kiedy wóz, to bawołami zaprzężony i tak pomału jadący, że nie warto było siadać, choćby mi i pozwolono. Nałożyłem niemało drogi, bom nie szedł najkrótszą, jako iż ta przez górskie przesmyki wiedzie, a ja bez przewodnika nie byłbym trafił; szedłem tedy na Karnabad, a choć stąd do Mezembrii tylko dziesięć mil liczą, trzy doby wędrowałem, bo i droga bardzo kamienista i stroma była, i spieka taka straszliwa, żem z sił opadał. Mezembria jest dosyć nikczemne miasto, choć, jak mi powiadano, niegdyś bardzo wspaniałe i bogate być miało i ośmdziesiąt kościołów w nim było, ale pod Turkiem zniszczało.
Niedaleko od miasta są duże dąbrowy, a same miasto całe bielutkie i na białej, skalistej wyspie, która w morzu siedzi, a kiedym już do niego dochodził, tak było oblane gorącym słonkiem, że patrzeć nie można było na mury, bo oczy od tego białego