Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na siebie to, czego nie zrobił, byle się z tych mąk wydobyć, a potem już bez żalu na szubienicę albo pod miecz idzie, bo z popsowanym ciałem i tak by żyć długo nie mógł!
Pan Fok nie spuszczał mnie z oka, jakby miarkował dobrze, co się w mnie dzieje.
-— Obacz się teraz, chłopie, jako stoisz — rzekł po dobrej chwili milczenia. — Jeżeli mnie odpowiadać nie będziesz, to odpowiesz katu. Co tedy wolisz? Katu wyśpiewasz wszystko, a po takiej spowiedzi przyjdzie sroga pokuta: miecz albo szubienica, bo tu o rozbój, o ciężkie poranienie i o kradzież sprawa. A komu z tego zysk? Tylko temu żydowi Mordachowi, a nie Kozakowi i nie tobie.
— Ani wam — rzekę już śmielej, bom znowu nieco odwagi nabrał.
— Ani mnie — mówi na to Fok — ale to twoja wielka szkoda i twojego ojca, który, jak mi powiadano, podobno w pogańskiej niewoli żyje.
Zaświtało mi w głowie, kiedy to powiedział. Tędy tobie droga, panie Fok, pomyślałem sobie; chodzi tobie o własny zysk; nie dla żadnej sprawiedliwości mnie tu trzymasz i nie dla onego żyda, ale dla siebie, abym tobie to wydał, co mi Kozak Semen powierzył. Mówię mu tedy:
— Panie Fok, a jak to umyśliliście? Sobie wam się chce?
— Sobie i tobie — odpowie — bo ty sam tego ani sprzedasz, ani zjesz, ani się tym od szubienicy wykupisz. Pokaż to jeno komu, a pewno ci głowę zdejmą. A jak się mnie zwierzysz, będziesz bogaty,