Przejdź do zawartości

Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w Synopie nad Czarnym Morzem zrabowali, potem odbił Kozakom basza ten kamień, ale w jakiś czas znowu sam wraz z brylantem w ręce kozackie się dostał, a od Kozaków kupił go ten żyd turecki. Ma ten brylant swoje nazwisko, bo bardzo duże brylanty, że ich bardzo mało na świecie jest, mają swoje własne nazwiska jak ludzie, i tak jest jeden ogromny, co się nazywa Kohinor, drugi, co się nazywa Nadyr-Szach, inny Moguł, znów inny Florent. A ten, co temu żydowi jakiś Kozak wziął, to jak powiadał nam pan Siedmiradzki, nazywa się Oko Proroka.
Więcej mi wiedzieć nie było potrzeba! Oko Proroka! A więc w tym małym żelaznym olsterku mieści się skarb, za który kupić można Lwów cały, a przynajmniej połowę Rynku! A ja, mizerny pachołek, ja podły czeladniczek w handlu pana Spytka, ja chłopskie dziecko bez dachu i bez chleba, jestem wiernikiem i stróżem tego skarbu, o który się krew rozlewała i o który książęta listy rozpisują! A ten kamyk taki cudowny, taki drogi, że go całą furą złota nie zapłacisz, leży w alkierzyku w mojej skrzynce ubogiej, w której nic nie ma, jeno kilka koszulin, stara podborska sukmanka, para buciąt podartych i owa książeczka: Offiicium czyli Godzinki do Anioła Stróża!
Pierwsza myśl moja była, biec zaraz do domu i zobaczyć, czy żelazne olsterko jeszcze jest w tej skrzynce biednej, która nie miała nawet zamku, bo ostatnimi czasy cale zapomniałem o nim i nie widziałem go już dość dawno. Idę tedy do domu, ale nie od Rynku, bom się bał natknąć na Kajdasza, jeno