Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jestem w niepokoju i serdecznej trwodze. Myślałem sobie, jaka to zła i niebezpieczna rzecz jest mieć coś skrytego w duszy i sumieniu i musieć to osłaniać przed ludźmi i strzec się i pilnować własnych słów i kłamać milcząco! Cnotliwy człowiek skrytości i tajemnic nie ma, a ja takie zatajenie w sobie noszę i nigdy do samego dna szczerym być nie mogę z dobrymi ludźmi, bo na dnie zawsze zostanie Semen i jego przeklęty sekret i ta żelazna puszka, która uczepiła się nóg moich jakby nieznośnie ciężka, ołowiana kula!
I gorzko się o tym przeświadczyć teraz mogłem, jako każdy postępek i każdy czyn taki, którego ci się spełnić nie godziło, chodzi za tobą jak cień, i kiedy ci się zdaje, żeś go zostawił daleko za sobą, to on ci na plecach siedzi, i że to, co się źle stało, nigdy końca nie ma, ale wraca do ciebie i poprzek drogi ci sita je.
— Fok, Fok! — powtarzałem sobie w myśli tak, jak Woroba za miechami w indermachu. — Jeżeli mnie ten Fok pozna, żem ja ten sam, co na polanie leśnej coś tajnego wykopał, żem ja ten sam, co Kajdasza zabił, tedy diabeł mnie już żywcem ma, bo będę w ręku złego człowieka, okrutnika, zbrodniarza, co doktora Kurcjusza zamordował, a tak co ze mną będzie?

Niespokojną noc miałem, ale przecie tej jednej wielkiej pociechy mi nie brakło, że Bóg lepiej zna moje serce i sumienie niż ludzie, i że mi potężnym świadkiem i obrońcą być raczy, jeśli na mnie jakie ciężkie utrapienie spadnie.