Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 89 —

było się odkrycie nowego pokładu. To go niepokoiło o przyszłość.
W godzinę potem James Starr i dwaj jego towarzysze powracali na folwark.
Inżynier zjadł kolacyę z wielkim apetytem, potwierdzając skinieniem głowy wszystkie plany, jakie przed nim stary nadsztygar roztaczał i gdyby nie projekty jutrzejsze, nigdyby może tak spokojnej nocy nie miał w życiu swojem.
Nazajutrz po obfitem śniadaniu, James Starr, Szymon Ford, Henryk i Magdalena nawet wybrali się w drogę, którą poprzedniego dnia przebyli. Szli już jak prawdziwi górnicy, niosąc ze sobą rozmaite narzędzia i naboje dynamitowe, przeznaczone do wysadzania ściany krańcowej. Henryk niósł olbrzymią pochodnię i dużą lampę bezpieczeństwa, która mogła się palić ze dwanaście godzin. Tyle czasu może nie potrzeba było do odbycia podróży tam i napowrót wraz z przestankami niezbędnymi przy poszukiwaniach.
— Do dzieła! — krzyknął Szymon Ford, przybywszy wraz z towarzyszami swymi do końca galeryi.
I chwycił w rękę ciężki oskard, którym obracał jak piórkiem.
— Przepraszam — rzekł James Slarr. — Zobaczymy wpierw, czy żadna zmiana nie