Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 48 —

— Ale — szeptał Henryk — to jednak bar­dzo dziwne. Po raz pierwszy spotyka mnie coś podobnego. Ten kamień właśnie musiał spaść wtedy, gdyśmy przechodzili.
— Ależ Henryku, to tylko przypadek.
— Przypadek! — odrzekł młody człowiek, wstrząsając głową... — Tak... przypadek... za­pewne.
Henryk wstrzymał się nagle i nadsłuchi­wać zaczął.
— Cóż tam Henryku? — zapytał inżynier.
— Zdawało mi się, że ktoś za nami idzie — odparł młody górnik, nadsłuchując uważnie, a potem dodał:
— Nie omyliłem się. Oprzyj się pan na mojem ramieniu panie Starr, tak, jak na lasce.
— Tęga podpora z ciebie, mój Henryku — rzekł James.
Obaj szli dalej w milczeniu pod ciemnem sklepieniem, Henryk jednak widocznie prze­jęty zdarzeniem obracał się, usiłując pochwy­cić to dźwięk oddalony, to światło jakieś, ale po za nim i przed nim wszystko było mil­czące i ciemne.