Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 228 —

Powietrze wdychane przez maszyny gwizdało poprzez galerye wentylacyjne. Drzwi drewniane zamykały się gwałtownie pod nagłym parciem powietrza. W tunelach niższych, pociągi wagonikowe, poruszane mechanicznie, posuwały się z szybkością piętnastu mil na godzinę, a dzwonki automatyczne uprzedzały robotników o usuwaniu się z drogi. Klatki wznosiły się i opadały bez przerwy, obracane przez ogromne koła maszyn, umieszczonych na powierzchni gruntu. Lampy elektryczne, roz­żarzone mocno, oświetlały żywo całe Coal-City.
Eksploatacya prowadzona była z wielkiem ożywieniem. Żyły węgla kruszyły się do wagoników, te znowu setkami wypróżniały się w beczki, umieszczone na dnie szybów ekstrakcyjnych. Podczas gdy część robotników odpoczywała po robotach nocnych, inni pracowali, nie tracąc ani chwili czasu.
Szymon Ford i Magdalena, po skończonym obiedzie, usiedli na podwórzu, przed swoim domem. Stary sztygar odpoczywał, jak zwyykle paląc fajkę naładowaną doskonałym tytuniem francuskim. Skoro małżonkowie rozmawiali ze sobą, to zaraz albo o Nelli, albo o Henryku, o Jamesie Starr i ich wyprawie na po­wierzchnię ziemi. Gdzież teraz byli? Co robili w tej chwili właśnie? Dlaczego tak długo po-