Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 219 —

Niedaleko stąd kłótnie jakobitów i hanowerzystów zalewały nieraz krwią te wąwozy opuszczone. Tam, wśród pięknych nocy, powstaje ten blady księżyc, którego opowieści dawne zowią »latarnią Mac Farlane’a«. Tam to echa powtarzają jeszcze imiona niezapom­niane Rob Roy’a i Mac Gregora Campbell’a!
Ben Lomond, ostatni szczyt łańcucha Grampian zasługuje istotnie na opis wielkiego szkockiego pisarza. Jak słusznie zauważył James Starr, istnieją wyższe góry, których szczyty pokrywają śniegi wieczyste, ale nigdzie może, w żadnym zakącie świata, nie są tak poetycznemi.
Statek »Sinclair« przybijał tymczasem do wioski Tarbet na przeciwnej stronie jeziora, gdzie wysadził, podróżnych, udających się do Inverary. W tem miejscu Ben Lomond jaśniał w całej okazałości. Boki jego poprzeżynane łożyskami strumieni, lśniły się na słońcu jakby z żywego srebra.
W miarę, gdy »Sinclair» płynął u stóp góry, kraj stawał się coraz bardziej jałowym. Zaledwie gdzieniegdzie porozrzucane drzewa, między niemi wierzby, których pręty służyły dawniej do wieszania ludzi nizkiego pochodzenia.
Jezioro dalej zwężało się, wydłużając ku północy. Góry równoległe ściskały je coraz