Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 172 —

Szymon Ford, Henryk, Jakób i jego towarzyse, patrzyli na nią z uczuciem współczucia i sympatyi. Stan biednej istoty, przybranej w odzież z grubego płótna, mógł co prawda wzruszyć każdego.
Henryk więcej od innych czuł się pociągniętym do Nelli dla samego jej dziwactwa.
Zbliżył się do niej. Wziął jej rękę z dłoni matki.
Spojrzał jej w oczy, i ujrzawszy na usta coś w rodzaju uśmiechu, rzekł:
— Nello... tam... w kopalni... czyś była sama?
— Sama, sama! — zawołało dziewczę, prostując się na łóżku.
Twarz jej wyrażała teraz przerażenie. Oczy które złagodniały już pod wpływem spojrze­nia Henryka, zdziczały na nowo.
— Sama! sama! — powtórzyła i padła na łóżko, jakby ją siły zupełnie opuściły.
— To biedne dziecko jest zanadto słabe, by nam teraz odpowiadać mogło — rzekła Magdalena, układając napowrót dziewczynkę. — Kilka godzin spokoju, dobre odżywienie, przy­wrócą jej siły. Chodźmy stąd wszyscy, i zostawmy ją, niech śpi spokojnie.
Za poradą Magdaleny, pozostawiono Nellę samą i przekonano się, że niebawem zasnęła głęboko.