Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 114 —

zamek Dundonald, jako schronienie wszystkich dyablików, błądzących po okolicy, był zupeł­nie opuszczony. Rzadko go odwiedzano na wysokości skały, którą zajmował ponad mo­rzem, o dwie mile ód miasta. Bywało czasem, że jakiś cudzoziemiec przybywał w celu zba­dania tych starych szczątków historycznych, ale wtedy sam je zwiedzał. Żaden z miesz­kańców Irvine nie byłby go tam zaprowadził za wszystkie skarby świata. W istocie, rozpo­wiadano sobie różne historye o »damach ogni­stych« które nawiedzały stare zamczysko.
Najbardziej zabobonni twierdzili, że na własne oczy widzieli te fantastyczne istoty. Naturalnie Jakób Ryan był jednym z tych ostatnich.
Rzeczywiście, od czasu do czasu pojawiały się długie smugi ognia, bądź to na ścianie muru w połowie zburzonego, bądź na szczycie wieży, która wznosiła się nad ruinami Dundonald Castle.
Czy te ognie miały kształt ludzki — jak to zapewniano? Czy zasługiwały na nazwę »Dam ognistych« którą im nadawali Szkoci okoliczni? Było to jedynie złudzenie mózgów ła­twowiernych i nauka niezawodnie inaczej wytłómaczyłaby to zjawisko.
Bądź co bądź »damy ogniste« miały w oko­licy reputacyę dobrze ustaloną, iż przebywają