Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a zresztą był przywiedziony do ubóstwa. Biedny starowina!
Deruchetta, siedząc przy nim zapłakana, trzymała w obu rękach pięść mess Lethierry. Jej ręce były złożone, jego pięść zaciśnięta. W tem tkwiła różnica ich smutku i znękania. Ręce złożone wyrażają jeszcze pewną nadzieję; ale w ściśniętej nie ma już żadnej.
Mess Lethierry bierny, nieczuły, opuścił bezwładnie ramię w ręce Deruchetty. Życia w nim pozostało tyle tylko, ile go mieć może człowiek rażony piorunem.
Bywają położenia, w których tak zagłębiasz się w przepaściach twej duszy, iż zdajesz się znikać z pośrodka żyjących. Ludzie wchodzą do twego pokoju, wychodzą, a ty zaledwie ich spostrzegasz; trącają cię łokciami, ty ich nie czujesz, nie mogą dostać się aż do ciebie. I jesteś dla nich niedostępnym, i sam nie możesz się do nich zbliżyć. Szczęście i rozpacz nie oddychają na jednem i tem samem miejscu; zrozpaczony zdala patrzy na życie drugich, nie domyśla się prawie ich obecności, traci świadomość własnego istnienia, i choć jest z ciała i kości, przestał czuć rzeczywistość swego bytu. I staje się dla samego siebie snem, widmem.
W spojrzeniu mess Lethierry czytałeś, że był w takiem właśnie położeniu.
Gromadki ludzi szeptały opowiadając sobie szczegóły smutnej nowiny. Opowiedzmy je w kilku słowach.
Poprzedniego dnia, podczas mgły, na godzinę przed zachodem słońca, Duranda rozbiła się o skałę Douvres. Z wyjątkiem kapitana, który nie chciał opuścić swego okrętu, cała osada uratowała się na szalupie. Po mgle zerwał się wicher południowo-zachodni, o mało nie rozbił ich powtórnie i zapędził na otwarte morze zdała od Guernesey. W nocy szczęśliwym trafem spo-