Strona:PL Urke Nachalnik - Miłość przestępcy.pdf/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

trzymał postanowienia, by nie brać kochanki, lecz cofać się było zapóźno.
— Dałem słowo, gdzież „honor złodziejski“? Trudno! Co ma być, niech będzie. Będzie się dobrze sprawować, to zostanie i żoną…
W pokoju panowała cisza, tylko od czasu do czasu z poza lekkiego przepierzenia, odgradzającego cześć pokoju, słychać było kaszel suchotnika i narzekania kobiety.
Dawid wstał ostrożnie z łóżka, starając się nie zbudzić Róży i zajrzał do drugiego pokoju. Światło księżyca zalało srebrno-złotym potokiem łóżko kochanków i oświecało, białą, nieżywą twarz młodego człowieka.
Kobieta, spoczywająca obok, nie spała, narzekając cicho na swój los, na długie noce zimowe, na to, że jej zimno i że z niej całą kołdrę ściąga.
Dawid przyglądał się jej, nie będąc przez nią zauważonym. Kobieta ta, choć niemłoda już, była jednak niebrzydka i dobrej tuszy. Kochanek wyglądał przy niej, jak deska przy klocu. Tu przypomniał sobie jego słowa: „Masz rację, jestem żywy trup, do niczego, ale nie z mojej winy“ i gorycz, jaką odczuł w tonie słów: „Już marzec niedaleko“. Potem przyszło mu na myśl, że przecież ten kościotrup musiał być kiedyś zdrowym i silnym mężczyzną, skoro ta jego kochanka zaczęta żyć z nim, a teraz — całą jego nadzieją i perspektywą — marzec. Zastanowiło go to, że ona tak do-