Strona:PL Urke Nachalnik - Miłość przestępcy.pdf/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

po celi, jakby szukał czy niema jeszcze coś do zjedzenia, poczem oparł się łokciami o stół rozmyślając:
„No, dziś to napewno już nie przebiorą mnie w więzienne ubranie… ale psiakrew — zaklął spluwając przed siebie — marny tu obiad dają, sama „wacha“[1], głodnym po niej jak pies. Może — pocieszał się w duchu — tu na „rozbiwce“[2] tyko taka „wacha“, ale w celach zpewnością lepiej dają jeść!!
Spotkał go też zawód i z innego powodu, inaczej sobie wyobrażał Mokotów…
Myślał, że jako na złodziejaszku zaraz poznają się na nim, „przecież tutaj są prawdziwi złodzieje“, wiec przyjmą go jak przystało, podadzą co popalić i przegryść, a tu nic…
Wtem usłyszał kroki po korytarzu, począł nadsłuchiwać:
— Aha!… — pomyślał — „to napewno do mnie, już chłopacy dowiedzieli sie o mnie“.
Tak, kroki sie zbliżają, klucz zazgrzytnął i drzwi otwarto.
— Baczność!…
Berek, nawet na to nie ruszył się z miejsca.
— Baczność!!! — wykrzyknął mu nad uchem dozorca.
Berek odskoczył przerażony.
Dozorca zrozumiał teraz, że ma do czynienia z takim, co nie zna się na mokotowskiej komendzie, ujął wiec go za ucho, postawił przy ścianie i począł mu tłumaczyć jak się ma zachować.
— Pamiętaj, gdy zwierzchnik — tutaj wskazał na siebie — wchodzi do celi i krzyknie baczność, masz momentalnie stanąć przy oknie i zameldować się.
— A jak ty się nazywasz?
— Berek Haper.
— A jaki wyrok?
— Dwa lata.

— Wiec słuchaj, — tłumaczył dalej z taką miną,

  1. wacha — zupa.
  2. rozbiwka — cela tymczasowa.