Lekarz przystąpił do powierzchownych oględzin, ale od pierwszego rzutu oka stwierdził śmierć, wskutek pęknięcia czaszki.
Ze skupionej grupy „ciekawskich“ padały uwagi:
— Młoda jeszcze kobieta!
— I ładna!
— A jak elegancko ubrana! Jakie futro ładne, pewno bogata!
— I nóżki kształtne!
Łzy nikt nie uronił, nad tą ofiarą losu.
Dwóch drabów przyglądało się denatce z pogardą i zadowoleniem jednocześnie. Kiedy zabrano ciało do karetki, zawrócili na miejscu i szybkim krokiem podążyli ku Krochmalnej.
Na miejscu „dintojry“ w znanej już czytelnikowi „melinie“, w półświetle małej naftowej lampki, dookoła stołu znowu siedziało kilku mężczyzn, widocznie oczekujących na coś, lub na kogoś.
Było trzech „alfonsów“ i dwóch wspólników Dawida „Nachalnika“.
Prezes, zajmujący swoje honorowe miejsce, mówił:
— Wiem iuż napewno, że kolega nasz będzie zwolniony w tych dniach, bo nic mu zarzucić nie mogą.