Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mnieć, że istnieje życie i świat!... Nagle przypomniał sobie przestrogi Lipka, jego sny, które mu opowiadał. Czyżby miała doprawdy istnieć jakaś wyższa siła która by rządziła wszystkim? Nie! Stokroć nie! Niema ani bogów, ani ludzi! Są tylko zwierzęta na świecie wyróżniające się swoim zewnętrznym wyglądem. Najgorsze ze zwierząt są ci właśnie który siebie nazwali ludźmi. Ja i towarzysze niedoli także należymy do ludzi! Cha... cha... my ludzie? — śmiech go ogarnął. O, gdyby byli ludźmi, nie hańbiliby siebie, wtrącając podobnych sobie do więzienia, pogrążając ich w takie poniżenie i w taką hańbę! Sama godność ludzka nie pozwoliłaby wszak na to — filozofował na głos, prowadząc dysputy sam ze sobą.
Upadł, zmęczony bezpodstawnymi myślami i zasnął. Obudził go dopiero do codziennej, nędznej egzystencji hałas czyniony przez więźniów. Na każdej twarzy rysował się wyraz silnego zdenerwowania. Oczy zapadłe, lica blade... Ci ludzie nie mieli swojej woli. Były to raczej figurki, poruszane na szachownicy więziennego żywota. Groźny dozorca „szachista“, dzwonił na korytarzu kluczami i kierował tu ruchem, jako jedyny pan życia i śmierci.
Zaraz po obudzeniu, więźniowie zostali wypuszczeni z cel dla załatwienia swych potrzeb fizjologicznych. W czasie tych kilku chwil, zawierane są też tranzakcje handlowe i te z „przymusu“. Korytarzowy stoi w ustępie i wypędza tych, od których nic nie dostaje. Co chwila rozlegają się głośne wykrzykniki... Wychodź!... Wychodź!...