Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak, na szewcowni.
— Masz co z tego?
— Co mam mieć?... Tam są swoje chłopaki. Prędzej fajkę można „zadulić“. Czasami i „kirę“ się pociągnie. Ale... słuchaj... Może potrzebujesz „gryps“ załatwić?
— Kiedy możesz ten gryps oddać? Potrzebuję to jaknajprędzej!
— Wpierw nie, jak jutro rano. „Nasztyfuj“, a jutro rano go wytransportuję! „Robaka“ i papieru możesz odemnie zaraz dostać. A do kogo chcesz „grypsować“? Do pasera, czy też do kochanki?
— Myślę, że do kochanki trzeba napisać. Dziwi mnie to, że nie dała jeszcze znać o sobie!
— Może nie wie, że jesteś „zasypany?“
— Ona wie. Mój spólnik widział, jak mnie „wychlano“.
— Dzisiejsi spólnicy, brachu! — machnął lekceważąco rękę. — Uważaj, aby jeszcze nie zabrał kochankę! Ja miałem to samo. Właśnie mój spólnik zabrał mi kochankę gdy wpadłem. Ja go zabiję, jak wyjdę!
— Widocznie taką kochankę miałeś, że można było ją zabrać od ciebie! Moja, to nie da się strajlować nikomu! — odparł dumnie Roman.
— Dziwię się, że ty jesteś takim głupim. Powiedz ty mnie, czy wogóle istnieje taka kochanka złodzieja, któraby nie „nawaliła“, jak ukochany „wpadnie“? O! te kobiety! One są dobre tylko, gdy się dla nich kradnie, obdarza się ich strojami i wszystkiem, cokol-