Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rebkę. Ta starsza otyła kobieta, siedząca naprzeciw, drzemie smacznie, zapominając, gdzie się znajduje... Chłop w kożuchu, siedzący obok, maca się co chwila za pierś. Widać ma tam coś zaszytego! Zapewnie przyjechał do „hadwokata“, albo do rejenta w sprawie majątkowej.
Tam znów spaceruje elegancka dama, ubrana w karakuły i brylanty, które drażnią go swoją wartością. Tu znów stary jegomość zmienia wielką sumę przy kasie. Romkowi niemal oczy nie wylazły na wierzch, patrząc na to wszystko. W myślach układał sobie różne plany działania, na żaden z nich, jednak, nie mógł się zdecydować. Złapać walizkę i ulotnić się stąd?!! Kto wie? Może tam znaleźć starą bieliznę, albo inne bezwartościowe łachy, — Spróbować szczęścia, by wyciągnąć portfel — nigdy tego jeszcze nie robił. Do tego, wiedział, trzeba mieć długą praktykę. Puścić tu Lipka, aby on to uczynił za niego? Nie. „Honor“ nie pozwala mu. Lipek jest dopiero trzy dni na wolności...
Policjant, spacerujący tam i z powrotem, zerka na wszystkie strony, a dworcowa pani z opaską żółto-białą na ramieniu, zwraca się do młodej dziewczyny, wypytując skąd, i dokąd się udaje.
Tu na tym rynku ludzi, obojętnych sobie, czyhają hyjeny ludzkie w postaci Romka i Lipka. Handlarze żywym towarem i inni kombinatorzy polują tutaj na niedoświadczone, wiejskie i małomiasteczkowe dziewczęta, które przybywają do stolicy z pustą kieszenią i pełnym sercem nadziei na przyszłość. Jedna