Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szego pożycia. Taki jest już los złodziejski. Teraz siedzę z tobą, słuchając twego słodkiego śpiewu, a za godzinę być może będę śpiewał... w biurze śledczym!!! Tam człowiek śpiewa, choć nie posiada głosu. Niech szlak trafi to diabelskie życie!! Stale oglądaj się na wszystkie strony, drżąc ze strachu, że może już ostatnia twoja godzina wybiła!!
— Nie martw się, kochany! — pocieszała go Felcia. Ja nie dam ci więcej ryzykować. Mam radę, o której dawno już myślę. Nie będziesz potrzebował więcej gnić w więzieniu. Ja zarobię, że dla nas wystarczy. — Kraść — już dawno jestem przekonana, że nie opłaca się. Nieraz miałam sposobność widzieć u ojca różnych złodziejaszków, którzy za grosze odpalali drogie „facyjenty“. Myślałam wtedy, jacy to głupcy są, że za marne grosze ryzykują życiem. Wiesz co?! Nie siedziałam jeszcze w więzieniu, ale miałam sposobność być z wałówkami na widzenie do więźniów, do których ojciec mnie posyłał. Taka wizyta moja trwała zgóry piętnaście minut, a miałam wrażenie, że to trwa wieki całe: Chciałam jaknajprędzej wydostać się za bramę. Nie mogłam nawet znieść tego śmierdzącego powietrza, jaki się daje odczuć, gdy wstępujesz na korytarz więzienny. Wyobraź sam sobie, jakie duszności panują dopiero w samej celi więziennej. Za żadne skarby nie chciałabym tam mieszkać!!!
Słyszysz? Ja nigdy za złodzieja nie wyszłabym zamąż. Porzuć to przeklęte zajęcie! Posłuchaj rady córki Bryłki, która, sam mi przyznasz, zna to