Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cy czeladników, ciekawych, jak on też wybrnie z tej matni.
— Nie pochodzę wcale z Rosji...
Kilka głosów przerwało mu dalsze słowa. Robotnicy oponowali przeciw jego słowom, wymachując zapapranymi ciastem rękami w powietrzu.
— Nowa trajla... Już nie pochodzi z Rosji. Daremnie się tłomaczysz... Oczu nam więcej nie zamydlisz... Mamy fakty...
— Ale winniście mnie wysłuchać, a później mówić. Jeżeli przekonacie się, że kłamię, wtedy pójdę sobie. Zaręczam wam, że jesteście na fałszywej drodze.
Spojrzeli nań uważniej. Roman mówił dalej z przekonywującym spokojem:
— Powiedziałem umyślnie gospodarzowi, że pochodzę z Rosji, że uciekłem w obawie przed bolszewikami, którzy zamordowali moich rodziców. Opowiem wam prawdę, tylko dajcie mi słowo honoru, że wy nie będziecie prowokatorami, kiedy usłyszycie ode mnie prawdę.
— Między nami nie ma prowokatorów! — zawołano jednogłośnie. — Możesz mówić śmiało...
— Więc słuchajcie uważnie, a przekonacie się, jak bezpodstawne były wasze podejrzenia i jak bardzo mnie obraziliście nimi. Ja nigdy nie byłem „kapusiem“... to jest... chciałem powiedzieć... prowokatorem i nie będę...
Ugryzł się znów w język. Mimowoli posługiwał