Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na gospodyni na widok Romana uśmiechała się skrycie. Była dumna z tego, że Roman powierzył jej swoją tajemnicę i że ona potrafi nikomu jej nie wyjawić.
Po upływie tygodnia twarz mu się postarzała. Spoważniał bardzo. Czuł, że wielka zmiana zaszła w nim na lepsze. Opiekunka nadal interesowała się nim z zupełną bezinteresownością. Zaopatrywała go w praktyczne i pożyteczne dlań wskazówki, jak się ma zachowywać, aby nikt nie dowiedział się nigdy o jego ciemnej przeszłości. Najwięcej obawiała się tego, by mąż nie zrozumiał wszystkiego. Mówiła niekiedy żartobliwie: — Mój mąż, gdy się dowie, jak się rzecz ma w istocie, to nas z pewnością stąd wygna. On jest bardzo podejrzliwy i gotów jest mnie posądzić o zdradę. — Na te słowa Romek odparł: — Nie chcę pani narazić na tak wielkie przykrości i wolę odejść zawczasu. — Ona, wzruszona tą jego decyzją, pochwaliła jego szlachetność i stanowczo zabroniła mu tego czynić.
Bywały takie chwile, kiedy myślał, że ona ma jakieś ukryte plany względem niego. Jako kobieta, podobała mu się ona bardzo, a jednak nie znajdywał na tyle odwagi by ją zaczepić. Jedno jej słowo wystarczało, aby jego niskie myśli w związku z nią znikały odrazu.
Ta kobieta potrafiała wzbudzać w ludziach szacunek dla siebie.