Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciele. Żył teraz ciągle w strachu, aby ktoś z tych uczciwych robotników, którzy kolegowali się teraz z nim, jak równy z równym, nie dowiedzieli się o jego przeszłości. Przestrach go ogarniał na myśl o tym, że pewnego pięknego dnia odkryją, kim właściwie był. Wiedział dobrze z rozmów prowadzonych z nowymi kolegami, jaki wstręt ci ludzie prący odczuwają do świata, który on pożegnał niedawno. Roman zastanawiał się nieraz, skąd się bierze ta nienawiść u ludzi, którzy, jego zdaniem, stoją przecież o jeden krok nad przepaścią. Niech no który z nich straci pracę i dach nad głową, a sam się nie zorjentuje, kiedy i jak zostanie wepchnięty w szeregi wykolejeńców. Zresztą, kto dostarcza najwięcej materjału ludzkiego dla „żywych grobowców“, jeśli nie proletarjat?... Z kogo rekrutują się szeregi tak zwanych ludzi występku w obecnych czasach, jak nie z tych ludzi, co potracili posady, a życie samo, pod groźbą głodowej śmierci, przymusiło ich, by wstąpili w te szeregi pogardzanych istot rodu człowieczego. Prędzej, zdaniem Romana, dostaje się do więzienia stu pracowników, aniżeli jeden pracodawca.
Po skończeniu pracy, zmęczony fizycznie i psychicznie, Roman pada na swój barłóg, w ubraniu. Nie może jednak zasnąć. Myśli w dzień i w nocy o tym, żeby nie zboczyć z raz obranej drogi. Jego sposób prowadzenia się i omijania ludzi, musiał wywołać cień podejrzenia u kolegów i u majstra, który tyleż wiedział o jego przeszłości, co i oni. Tylko jed-