Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Romek stanął po środku hali dworcowej i zatonął w rozmyślaniach: — Dokąd też tak śpieszą ci ludzie?... Kto ich pogania?... Co te wszystkie postacie zmusza do tak intensywnego ruchu?... — Wszyscy oni dążą do żłobu... Do miski... Jeść chcą... — dał sobie samemu odpowiedź w duchu.
Obserwował kobiety. Były tu brzydkie i ładne, stare i młode... Mimowoli rozejrzał się w poszukiwaniu Felci, jakby przeczuwał, że ją tu spotka.
Z sykiem wpadł na peron jeszcze jeden pociąg, a dworzec napełnił się jeszcze większym hałasem, niż poprzednio. Wagony pasażerskie wypluły całą swą zawartość masy ludzkiej. Każdy z pasażerów był zajęty tylko sobą. Przy przejściu, w tłoku, potrącano się wzajemnie, wypowiadając czasem utartą formułkę przeprosin.
Kurjer Warszawa-Paryż miał odejść za kilka minut. Pasażerowie, przeważnie elegancko ubrani, zakupywali bilety przy okienku pierwszej klasy. Złodziejaszki, których Romanowi nie trudno było rozpoznać, nie próżnowali, jak zauważył. Różnojęzyczne napisy umieszczone w widocznych miejscach: „strzeż się złodziejów“, udaremniały w dużej mierze ich zamiary. Pasażer mimowoli napotykał wzrokiem na napisy, które uparcie przypominały, by każdy miał się na baczności. Roman kupił bilet peronowy i spacerował sobie po peronie. Ot... tak sobie... bez dobrych i złych zamiarów. Młoda para, która zapewne wybierała się w drogę poślubną, ściągnęła jego uwagę... Brylanto-