Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie rozumiem!
— Nie trzeba wcale, abyś mnie zrozumiała.
— Co się stało? — zwróciła się do brata, który stał oparty o ścianę i krzywił się, jakby miał niedyspozycje żołądka.
— Przyszedł kłócić się z nami!... Ale to nic! Podajno coś do wypicia!
— Czego się tak rozporządzasz! — krzyknęła pod adresem brata. — Możesz sobie sam przynieść!
Przysunęła się bliżej Romka, wzięła się pod boki i zawołała:
— Wyrosłeś na ładnego, przystojnego mężczyznę. Biedna Hanka nie doczekała się tego. Dlaczego gniewasz się tak na nas? Czy można wiedzieć?
— Nienawidzę was!
— Bardzo pięknie! Ale za co?...
— Za to, że przez was jestem gnany, jak dzikie zwierzę! Od momentu, kiedy was poznałem, ani jednej dobrej chwili nie miałem w życiu!... Głód, nędza, więzienie nie opuszczają mnie, a wszystko z waszej winy. Przez waszą rodzinkę, psiakrew, całe życie cierpię!! — wybuchnął, wymachując groźnie rewolwerem.
Głośne zachowanie się Romana sprowadziło pensjonarjuszki... Stały w drzwiach gabinetu, rozglądając się z przerażeniem.
— Może zawołać policjanta? — zawołała ta sama, która wpierw zachęcała Romana by zajął gabinet.
— Marsz stąd! — krzyknął Grylek. — To nie do