Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Po chwili wszelkie jego zmartwienia ustąpiły i wrócił spokój. Żałował już swego postępowania z Lipkiem. — Przecież on jest w tą całą aferę wmięszany bezinteresownie!... A ja wolałem tu wstąpić na posiłek, zamiast ścigać zbiegów. — Żal mu się zrobiło wiernego przyjaciela, który ujmuje się za jego i żony Brytana krzywdę. Prawdziwy „złodziejski charakter“ ma ten Lipek! — zadecydował w duchu.
Z żalu do siebie, że tak nietaktownie postąpił, przywołał kelnera, pytając, czy można tu zalać robaka... Kelner uśmiechnął się chytrze i odparł:
— Nie tylko to może pan u nas dostać... — Kelnerka, stojąca obok, na jego pytanie zalotnie i zachęcająco uśmiechnęła się doń.
Roman wstał i skierował się do gabineciku, służącego widać za „miejsce odpoczynku“ dla trzech pięknych kelnerek, gdy nagle stanął, jak wryty!... Przetarł oczy, w przeświadczeniu, że wzrok go zawodzi!... Przed nim stał, w całej swej okazałości, jego dostojny „profesor“ Grylek. Ten sam, który go „wykształcił“ i pchnął na drogę występku. Patrzeli na siebie, niezdecydowani, czy mają się przywitać, czy też udać, że się nie znają. Grylek pierwszy chwycił Romana w objęcia, poczem pchnął go do obiecującego gabineciku.
— Siadaj, brachu! — zawołał, najwidoczniej uradowany niespodziewanym spotkaniem.
Roman przyglądał mu się przez chwilę bacznie, a potem zapytał: