Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XVII.

Panował trzaskający mróz, przejmując chłodem aż do szpiku kości. Romek nosił cienką jesionkę. Futro jego, Felcia także sprzątnęła. Było mu bardzo zimno. Na samą myśl o futrze zadrżał z podniecenia w przypuszczeniu, że może ich jeszcze zastać. Roman nie obawiał się stanąć oko w oko z Felcią, lub ze swoim rywalem. Wstydził się poprostu pokazać przed nimi w roli rogacza i okradzionego kochanka, jakim teraz był w ich pojęciu. Prosił niebiosa w duchu, aby było już po wszystkim. Żal mu jednak było kobiety, matki dzieci Brytana. Nabierając odwagi, kroczył za niestrudzonym Lipkiem, który jak pies gończy wąchał po wszystkich melinach i innych miejscach schadzek, dopytując się o uciekinierów. Był tak przejęty swoim zadaniem, że nie chciał nawet słyszeć o propozycji Romana, aby wstąpić „na jednego“. Roman odczuwał już silny głód, a Lipek słuchać nie chciał o posiłku.
Zaczepiał znanych mu koleżków i koleżanki. Zaglądał do przejeżdżających dorożek. Wpadł poprostu